Złote myśli

" Wpatruj się w niebo i śpiewaj z radości, gdyż słońce otula Cię ciepłem i opromienia światłem - za darmo" ~ Phil Bosmans

środa, 1 kwietnia 2015

Reaktywacja (To nie Prima Aprilis)

Zostało 32 dni do matury. Mój mózg nasączony jest wiedzą i strachem. Trzęsą mi się ręce i pośladki, bo za 32 dni zaczyna się najgorszy sezon w życiu nastolatki.

MATURA - to nie prima aprilis. Matura jest najlepszym określeniem na to czy jesteś zdolny przejść test nie potrzebny do niczego.
Nie ma tam pytań dotyczących wiedzy codziennej. Kiedy w życiu przyda mi się obliczanie delty? Wiadomość w jakim czasie Jacek i Agatka pomalowali płot albo ile hektarów ma czyjaś działka ?
Gdzie pytania o to jak radzić sobie z pracami domowymi i jak żyć ?
Matura ,czyli egzamin dojrzałości ... Pfff ... Tacy my dojrzali , jak Ci co go układają, Jak przeciętny 18 latek ma odpowiedzieć na pytania z zakresu prawa karnego układane przez prawnika ? Dojrzałość osiągamy wtedy ,gdy zdamy sobie sprawę z tego ,co chcemy w życiu osiągnąć i zaczniemy do tego dążyć.  Nie wszyscy przeżywają ten etap w wieku 18 lat. Niektórzy zaliczają go ,gdy mają 16 lub 23.
Cóż nie to jest jednak dziś tematem ... ( to tylko liche wytłumaczenie mojej nieobecności)


Te 3 miesiące były dość intensywne. Nauka i trochę odstresowania się od wiedzy było przyjęte w dawce zbyt dużej jak na taką małą ilość czasu.  Co się działo ?
1) Sylwester 
Wódka lała się strumieniami , muzyka grała na maksa, a o północy poleciały łzy... Tak to właśnie wyglądało, a wszystko w gronie znajomych. 


2) Studniówka
Wyglądaliśmy przecudnie. Najpiękniejsza para i najlepiej tańczący team - to właśnie my. Beztroscy i nieświadomi, że pozostało 100 dni do matury. 



( Tu powinna być fotografia, ale można to sobie równie dobrze zwizualizować) 


3) Ferie zimowe ,czyli witaj Italio! 
Na ferie - Monte Bondone. Cudownie! Słońce, śnieg i -2 stopnie Celcjusza. Zresztą , jak ktoś nie był to się nie przekona , jak pięknie może być na zimę w Alpach. 





No to chyba kilka z ciekawszych zdarzeń z życia Blondyny w ciągu 3 miesięcy. Oby było więcej. Tymczasem nauka do matury wzywa ....

czwartek, 25 grudnia 2014

Święta

Dawno nie publikowałam swoich przemyśleń. Zwalam całe to zajście na zmianę koloru moich włosów. Z cudownego dziewczęcego blondu przeszłam na rudy! Bez obrazy Rudzielce, ale dla kogoś kto zawsze był tylko blondynką kolor miedziany nie jest odpowiedni. Na szczęście.. POWRÓCIŁAM jako pełnowymiarowa blondynka, oczywiście. 

Wczoraj zaczął się koszmar! Istna tragedia, a imię jej .. Święta! 
Każda kobieta wie co to znaczy praca w kuchni przed Wigilią i Bożym Narodzeniem. Każda z nas powinna dostawać tydzień pełnopłatnego urlopu z tej okazji. Dlaczego?
U mnie zaczęło się od ryb. Zmielić, zrobić galaretę lub upiec, obojętne byleby wszystko było pyszne. Do ryb musi być też sos. Tatarski, musztardowy, czosnkowy i majonezowy. Wszystkie według receptury babci. Gdy w kuchni ryby z sosami zeszły na drugi plan, bohaterem został pieróg. Ruski lub z kapustą (u nas też z borówkami). 3 kilo ciasta i lepimy. Z racji tego ,że jestem Mistrzem Pieroga wychodziło mi to perfekcyjnie. Po 250 pierogach nadszedł czas na mięsko. Rolady, zawijasy i inne klopsy, których ilości nawet nie ogarnęłam swoim umysłem. Wszystkiego było pełno. Jeszcze sałatki i ciasta! O tym nawet nie śmiem zapomnieć. 
... A wszystko to na głowie mojej i mojej babci. 

W samą Wigilię zostało przygotowanie stołu dla kilkunastu członków rodziny i ubranie choinki. Na głowie mojej cudownej mamy i bratowej pozostała zupa i przyszykowanie wszystkiego do podania. Jak to zawsze w mojej rodzinie coś musi nawalić... Choinka jest ubrana we wszystko co wpadło w ręce domowników, stół nie chciał się dobrze zaprezentować ( nie mieścił się po rozłożeniu), a pierogi się zlepiły. Prezenty to też nie lada kłopot! Wszystkie trzeba było popakować ... 

Mimo kłopotów daliśmy radę przeżyć ten dzień rodzinnie i świątecznie. Pojawił się u nas też Święty Mikołaj, który rozdał prezenty. 
Mam nadzieję ,że Wasze Wigilie były równie udane. Wesołych Świąt! 


piątek, 14 listopada 2014

Kropla do kropli ..

Kiedyś za cel obrałam sobie, że w momencie gdy skończę osiemnaście lat, oddam krew. 
W środę wybrałam się z moją przyjaciółką Rudą na akcję oddawania krwi w naszej szkole. Sama kolejka była tak długa, że przeczekałyśmy w niej 3 godziny. Chciałabym powiedzieć, że było po co w niej stać. Niestety oby dwie odpadłyśmy. Ja usłyszałam od lekarza "Hemoglobina, taka sytuacja", a ona "Nikt chyba Pani dziś nie zdenerwował". Nie zrobiłyśmy dobrego uczynku, ale starałyśmy się.

Znam dużo osób, które zostają dawcami tylko po to, aby zrobić coś dla innych. Nie jest to wielkim problemem. Ludzie bardziej myślą o tym, co będzie jak uleci z nich 0,5 litra krwi, niż o tym, jaką radość i ulgę sprawiamy choremu. Ból, strach i omdlenia to nic przy uśmiechu osoby potrzebującej naszej pomocy.

Może Ty też spróbujesz oddać krew? Albo zostać dawcą szpiku? Zgłoś się do najbliższego punktu, następnie wypełnij formularz i zostań dawcą! Zrób coś dla innych.


P.S. Spróbujemy znowu niedługo ...

środa, 5 listopada 2014

JUŻ MI WSZYSTKO WOLNO

To dziś nadszedł dzień, w którym zdałam sobie sprawę, że jestem stara. Smutne? SKOŃCZYŁAM 18 LAT <3
Pełnoletność to nic fajnego. Możesz już legalnie pić alkohol (nie kryjesz się z tym), kupować i palić fajki i odpowiadasz karnie. Zmienia się wszystko (nawet konto w banku masz już samodzielne!). Mogę powiedzieć "Pojadę tam autem", ale nie mam auta, bo muszę sobie na nie zarobić. Wszystko teraz leży w gestii tego czy mi się chce, czy nie. (A z zasady mi się nie chce, więc mam problem.)
  Cieszę się ,że robię imprezę, ale (TAK! ZAWSZE JEST ALE) boję się pasowania! 
Osiemnaście soczystych pasów w tyłek za wszystkie błędy. 
Oj, będzie bolało. Myślę już o poduszce pod sukienką, ale wszyscy zauważą. 


Czym różni się dzień osiemnastych urodzin od normalnego dnia ? 
Radość, która rozpierała mnie przez pierwsze sekundy dzisiejszego dnia, była nie do opisania. Wstałam, zawinęłam się w koc i zmieniłam miejsce wylegiwania się na kanapę w salonie. Mama od razu zaśpiewała mi sto lat.
 To też jej święto, bo urodziłam się jej na imieninki. Taki udany ze mnie prezencik. 
Dzień jak co dzień. Szkoła, lekcje, ale potem w domu doznałam szoku. Mój brat przesłał mi kwiaty, siostra życzenia, parę osób kartki. Dostałam piękne prezenty, za które dziękuję. Wieczorem kolacja z rodzicami , a wcześniej parę chwil w doborowym towarzystwie.
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że jestem już pełnoletnia. Boli mnie to niesamowicie, bo nie wypada już zachowywać się jak pięcioletnie dziecko.  ... Ale mam moje ulubione kwaśne żelki na chandrę i wesołe rytmy w słuchawkach. Może pomogą. 
P.S. Dziękuję za życzenia :* 


 

wtorek, 28 października 2014

Ja to mam szczęście ...

Dopadła mnie choroba XXI wieku, a imię jej - BRAK INTERNETU. Wydaje się to absurdalne, ale pomimo wszelkich starań nie udało mi się naprawić kabla sieciowego. Próbowałam już chyba wszystkiego.
Rozmawiałam z routerem. Na to bezwzględne, podłe pudełko nie działają żadne miłe słówka. "No proszę, zadziałaj, włącz tą lampkę, daj mi żyć. Kochanieńki, daj mi porozmawiać na skype. Daj mi sprawdzić Gmail. Prooooszę." Gdy łaszenie się nie pomogło, wkroczyłam na poziom rozkazywania i gróźb. "Już, teraz, tu, natychmiast ! Włącz się! Bo jak powiem mamie to zobaczysz! Już ona pójdzie z tobą do salonu, już oni wymienią cię na lepszy i nowszy model! Oj, popamiętasz!" Nastepnym etapem było przeklinanie i bicie routera czym popadnie. (Tu nie zacytuję, gdyż dziewczynie nie wypada.)
Molestowałam przycisk włącz/wyłącz. Było to moje hobby przez godzine lub dwie. Łudziłam się, że mój zmysł techniczny nie zawiedzie. Myliłam się.
Płakałam. Siedziałam na podłodze przed routerem i płakałam myśląc ,że to coś pomoże. Liczyłam, że zagram mu na emocjach. Ale on był twardy ...
Naskarżyłam mamie. Nie jestem z siebie dumna, ale ta metoda działała 
(w przedszkolu i podstawówce). Powiedziałam jej, że ten wredny dziad, router, mnie robi w balona i nie mogę nawet poczty sprawdzić. W ten sposób osiągnęłam swój cel. :)
Zmieniłam router. Osiągnęłam swoją wiktorie. Pozbyłam się tego parszywca w zamian za piękny, nowy działający internet bezprzewodowy.
Żegnaj kablu sieciowy. Adios.

niedziela, 28 września 2014

Dziewczęce marzenia

Marzeniem każdej małej dziewczynki było posiadanie długiej, bogato zdobionej sukni, pięknej fryzury, własnego zamku i księcia z bajki.  Jeżeli jakaś dziewczyna powie mi, że wcale o tym nie marzyła, kiedy była mała, uznam ,że kłamie. Jest parę powodów, dla których warto być księżniczką.
Księżniczki miały swoich dobrych opiekunów. Gdyby nie Wróżka Chrzestna, Kopciuszek nadal zasuwałaby z miotłą jak głupia. Takie Dobre Duszyczki zjawiały się w pewnym momencie życia niedoszłych księżniczek i pokazywały im, że można inaczej. Dzięki temu Kopciuszek miała dyniową karocę z zaprzęgiem myszy (chyba myszy) i znalazła inny sposób na życie.
Księżniczki w bajkach zawsze miały ciekawe życie towarzyskie. Przykładem jest Śnieżka. Zadawała się z siedmioma krasnoludkami. Mieszkała z nimi i gotowała im. Co do ostatniego, podejrzewam, że bała się powierzyć własne życie siedmiu nieudacznikom. Kto by się nie bał, że go nie otrują taki Śpioszek z Gapciem. W końcu cicha woda brzegi rwie :).
Księżniczki zawsze kończyły na pracy typu "leżę i pachnę".  Co z tego, że na początku każdej bajki, każda z nich dostawała srogą lekcję życia. Na końcu zawsze stawały się wielkimi nierobami. Autor bajki ukrywał ten fakt pod tekstem " i żyły w zgodzie z naturą" lub "i zajmowały się szerzeniem dobra na świecie". Mnie satysfakcjonowałaby końcówka "i zbierała niewinnie kwiatki".
Księżniczkom trafiały się najlepsze partie. Każda miała idealnego faceta, który byłby w stanie zrobić dla niej wszystko. Śpiąca Królewna spałaby dalej, gdyby nie poświęcenie obcego jej jeszcze wtedy księcia. Najbardziej szczęśliwie trafiła księżniczka, która pocałowała żabę. Nikt nie spodziewał się, że z takiego brzydactwa wyjdzie bardzo przystojny książę.
Jest jeszcze więcej powodów, dla których warto byłoby być królewną. Tylko czy w dzisiejszych czasach można liczyć na karocę z dyni i kryształowego pantofelka ?


P.S. Dla bohaterów mojej bajki specjalny kawałek, bo nadają jej kolorów każdego dnia.  

poniedziałek, 22 września 2014

Jak bardzo boli mnie czytanie lektur?!

Klasa maturalna wymaga od każdego czytania lektur (zero śmiania się). Jeżeli przez ostatnie trzy lata czytałeś głównie streszczenia, teraz jest czas ,aby nadrobić braki. Na szczęście u mnie braków nie ma, ale ostatnim wyzwaniem stała się pewna dość nietypowa lektura.
FERDYDURKE, bo tak ją zwą, niszczy moje życie minuta po minucie. Wypożyczyłam książkę z biblioteki mając nadzieję, że w dwa dni skończę zmagania z panem Gombrowiczem.
!!B-Z-D-U-R-A!! Pan Witold nie daje mi chwili spokoju. Przez trzy pierwsze godziny męczyłam się z 10 stronami tego tworu bujnej natury. Co pan Witold miał na myśli ? Czy na pewno dobrze to zrozumiałam ? Co ta metafora oznacza? ...
Co jest w tym dziwnego ?
Otóż : "A dalej, wydało mi się w półśnie, ale już po obudzeniu, że ciało moje nie jest jednolite, że niektóre części są jeszcze chłopięce i że moja głowa wykpiwa i wyszydza łydkę, łydka 
zasię głowę, że palec nabija się z serca, serce z mózgu, nos z oka, oko z nosa 
rechocze i ryczy — i wszystkie te części gwałciły się dziko w atmosferze 
wszechobejmującego i przejmującego panszyderstwa. " 
Niech mi teraz ktoś opowie "Co autor miał na myśli?".
Przebrnięcie przez pierwszy rozdział okazało się syzyfową pracą. Gdy tylko coś przeczytałam, natychmiast traciło to sens w mojej głowie, więc zaczynałam go szukać i tak w kółko. Ale udało się...
Po wielu próbach i ciężkich staraniach znalazłam się cudem na stronie 89 i jestem z siebie dumna.



P.S. Panu Witoldowi Gombrowiczowi dziękuję za ułożenie mi życia na pół weekendu i każdy wieczór w tym tygodniu.